Scenarzyści chyba zapomnieli do czego służy telefon komórkowy. Troche to nielogiczne, że ciągle nie mogli na siebie trafić, bo zostawiali sobie numery telefonu domowego, albo jakieś lisciki jak w latach 70 zamiast podać numer na komóre i problem z głowy. Omijali by tą wariatke i porozmawiali by bezpośrednio. No ale jakby tak zrobili to film miał by 20 min.
Może dlatego, że to remake filmu z czasów kiedy to komórki nie były tak popularne? :) Ale zgadzam się, było parę nielogicznych rzeczy, m.in. to, że Lisa nie zdobyła się na bezpośrednią rozmowę (nawet telefoniczną, z Europy) z Matthew i nie dała mu szansy na wytłumaczenie się i sprostowanie całej sytuacji... Przecież kiedyś jej chłopak odebrałby telefon, albo odsłuchał wiadomość z automatycznej sekretarki. To fakt, pierwsze wiadomości zostawione przez Lisę były skasowane przez jej "przyjaciółkę" , ale do cholery, nie byłaby w stanie upilnować, żeby na bieżąco kasować kolejne i kolejne nagranie na sekretarce.
Lisa nie kontaktowała się z Matthew, ponieważ jej przyjaciólka powiedziała jej, że zastała go z inną. Dla mnie to logiczne dlaczego nie wydzwaniała do niego bez końca.
Było widać że to były czasy wczesno komórkowe, aparaty wyglądały jak pierwsze gumowe NOKIE a w którymś momencie jedna z bohaterek nie miała zasięgu. Poza tym kiedyś ludzie nie przywiązywali takiej wagi do komórek ani do SMS-ów. Przyjmuję założenie że ten film nie dzieje się w czasach obecnych tylko z 10 lat temu.
Teraz to po prostu znaleźliby się na facebook'u i z głowy ;) Ach, mało romantyczne ...
Najśmieszniejsze było to, że podczas kiedy Matt i Lisa pisali do siebie liściki, ganiali po parkach i przekazywali wiadomości osobom trzecim, Alex miała komórkę i zawsze była o krok przed nimi ;)
Tez wlasnie to zauwazylam, ze Alex jako jedyna posiada telefon komórkowy ale oczywiście reszta bohaterów średniowiecze ;)
Powiem szczerze, że mnie te nielogiczne sprawy nie ruszały. Generalnie w przypadku rozpadu związku pozostaje czasami dużo niedomówień (chociaż często główną przyczyną jest sprawa dumy, a nie jakiejś zawiłej intrygi jak w tym filmie) i tak sobie mówiłem oglądając "Wicker Park". Zważywszy na to, że obaj bohaterowie jednak bardzo się kochali, to wiadomo, że prędzej czy później jedno by się z drugim skontaktowało. Ale jeżeli dla kogoś była to najważniejsza kwestia, to mu po prostu współczuję.
Nie oglądałem europejskiego "Apartamentu" i stąd być może jestem na tak dla tego filmu. Generalnie nie lubię romansideł, ale ta aura tajemniczości sprawiła, że film tak bardzo mnie wciągnął. Podobały mi się te plenery wielkiego, amerykańskiego miasta, gdzie dwoje ludzi próbuje siebie odnaleźć w tych mrocznych zaułkach i w tym padającym śniegu. Aż żal człowieka bierze, że nie przeżył nigdy równie romantycznej przygody. Klimatem trochę mi ten film przypominał "Vanilla sky". Też mamy motyw bohatera między dwoma kobietami - tą, którą kocha i tą, która kocha jego, trochę wariatkę. Aczkolwiek "Vanilla sky" podobał mi się bardziej z uwagi na zakończenie.
Jeżeli chodzi o tę aurę tajemniczości to znika ona gdzieś w połowie filmu. Z czegoś co mogłoby jeszcze stać się thrillerem (w tym przypadku "thriller" jest mooocno na wyrost) mamy już po prostu romansidło. Ale to romansidło o wiele ciekawsze niż jakieś tam "Uciekające panny młode" i inne tego typu badziewia. Z kolei gdyby uczynić z tego thriller to też aura tajemniczości musiałaby w końcu zniknąć, a kto wie, czy nie dostalibyśmy jakiejś trywialnej historii w stylu "Ona była kimś innym niż mówiła i ma kochanka-gangstera" lub jeszcze gorzej "Ona została porwana". Z dwojga złego - dobrze, że dostaliśmy historię innego typu.
Co do aktorów: Hartnett był solidny, Kruger też ujdzie. Mi najbardziej spodobała się jednak postać Alex grana przez Rose Byrne (swoją drogę - dla R. Byrne modelkę Kruger zostawiłbym bez namysłu, ale to rzecz jasna kwestia gustu) oraz chyba stworzony do postaci Luke'a Matthew Lillard.
To co mnie dziwi to skrajne opinie na temat filmu. Dla jednych to dno, a dla innych arcydzieło. Wg mnie - ani jego ani drugie. Po prostu - dobry. 7/10.
Też zwróciłam na to uwagę i to mi rzeczywiście trochę przeszkadzało i jeszcze można by dodać to samo o internecie, w końcu skontaktowanie się z byłym facetem nie jest aż tak skomplikowane.
Film wszedł do kin w 2004 roku, a jak to zwykle w przypadku filmów bywa, scenariusz musiał zostać napisany przynajmniej (!) rok wcześniej. Poza tym jest remakem filmu, który powstał jeszcze wcześniej. Jasne, że istniał wtedy internet, ale na pewno nie był tak rozpowszechniony jak teraz. To, że film wygląda współcześnie nie znaczy, że akcja musi się dziać dokładnie w tych realiach, w których my teraz żyjemy lub żyliśmy w 2004 r.
Te nieścisłości, o których piszecie są pozorne, wystarczy tylko dokładnie oglądać film. Mnie zastanawia tylko postać Daniela, o którym zbyt dużo się nie mówi - czy rzeczywiście był to jakiś nowy wielbiciel Lisy i zniknął, jak zobaczył dwoje ludzi w oknie? Nie wiadomo...
Poza tym film jest w porządku. Na początku byłam pewna, że on ją zabił, a teraz ma schizy. Potem myślałam, że zabiła ją ta koleżanka. Cóż - to, co kiedyś było zaskoczeniem, dziś staje się normą i spodziewamy się tego od początku :) dobrze, że nie był to kolejny z tych filmów, który na siłę stara się szokować.
Korzystam regularnie z internetu (w domu) od roku 2007, w instytucjach pożytku publicznego (biblioteki, szkoły, urzędy) dostępny był on jeszcze na długo przed tą datą, a przypominam, że piszę o Polsce. Biorąc poprawkę na to, że film opisuje realia amerykańskie, gdzie nowinki techniczne rozpowszechniły się szybciej, zauważyć trzeba, że jest to poważny błąd rzeczowy, który znacznie wpływa na odbiór filmu. Niemniej jednak jest to tylko jeden z aspektów filmu, który sam w sobie jest całkiem niezły i przyjemnie się go ogląda, intryga wciąga widza i nie mam innych zastrzeżeń do tego dzieła poza opisanym powyżej.
Jeszcze 10 lat temu nie było takiej możliwości komunikacji jak teraz, żadnych portali społecznościowych, rozmowa przez telefon była krótka, SMS-ów się prawie nie wysyłało, a maili mało kto czytał. Tak więc brak kontaktu między głównymi bohaterami jest uzasadniony.
Spoiler:
Jakby mój facet najpierw nie odpisał na list, nie oddzwonił na żadną wiadomość na sekretarce (przecież Lisa nie wiedziała że Alex je skasowała) a potem przyjaciółka której bym ufała powiedziałaby mi, że zastała go z inną w łóżku (co logicznie tłumaczyłoby poprzednie dwie rzeczy) to sorry ale też bym nawet raz do gościa nie zadzwoniła. Myślę, że dla honorowych kobiet sytuacja jest jak najbardziej prawdopodobna.
No oczywiście, że tak.
Jeśli skontaktowałabym się z facetem po czymś takim, to chyba tylko w chwili załamania, żeby mu nawrzucać :P
Swoją drogą... Dziwię się ludziom, którzy w naprawdę dobrych, pięknych filach, doszukują się tylko błędów logicznych, po czym od razu wchodzą na to forum i wyliczają je jeden po drugim z wielką zawziętością i satysfakcją.
Nie rozumiem tego kompletnie. Być może dlatego, że dla mnie film to sztuka i bardziej go czuję, niż analizuję.
Całkowicie się z Tobą zgadzam. Często się zastanawiałam, czy niektórzy ludzie są w stanie w pełni zrozumieć film, jeśli tak się skupiają na doszukiwaniu się błędów.
Zgadzam się. Skoro nie mogli na siebie tak długo trafić, to człowiek zaczyna odpuszczać.Sama wiem z własnego doświadczenia, że gdy mi facet nie odpisał , pomyślałam że nie będe się już narzucać i koniec. Do dziś nie wiem czemu nie odpisał, ale nie mam zamiaru doszukiwać.