Jak by się czepiać już czegoś, to że twórcy nie zrealizowali tego materiału w dodatkowych kilku godzinach:
bo nie było nic o Gildii,
nie było Hawata,
nie wspomniano, że jednen z najbardziej odrażających antagonistów był zboczeńcem-sadytą o preferencji homoseksualnej,
mało bylo wątków z sardaukarami,
nie było Alii (urodzonej),
zabrakło wątku dziecka Paula i Chani i kilku innych rzeczy.
Szkoda...
Gdyby jednak zdecydowano na zrealizowanie tych wątków, to pewnie trzeba by zamontować kilka innych patentów w stylu emancypacja postaci żeńskich, czy innych sztuczek w stylu zamiany rudego fanatyka ekologicznego na czarnoskórą (bo w dzisiejszych czasach a'la Netflix musi być czarna kobieta).
Jakoś sprytnie Villeneuve i spółka nie pchali się w kontrowersje. Zrealizowali dzieło, które jest twórczą adaptacją, która w ogólnym rozrachunku utrzymuje ducha książki/książek.
Trochę drobiazgów wymyślili, trochę wydedukowali na bazie przemyśleń, które mogą się pojawić po lekturze książek.
Sporo tam widać uczucia i szacunku do lektury bazowej.
Ogólnie pod względem kinowego rzemiosła: mamy film roku, może dekady... arcydzieło audiowizualne w każdej sekundzie materiału!