W tym filmie jest to, czego nie ma w nowej ekranizacji "Diuny", a jest u Franka Herberta, czyli finta w fincie w fincie. Film na początku realistyczny zmierza w stronę komediowego absurdu, a podczas siekanki na jachcie boki można zerwać. No i jeszcze papuga na deser, w wykonaniu Billa Murraya - niby nie miał tam za wiele do zagrania, ale i tak się wybił. Moim subiektywny zdaniem dwójka nieco lepsza - choć scenariusze to niemalże klony - bo grają bardziej seksowne dziewczyny i chyba jest nieco więcej trójkątnej gimnastyki.